33. I już jest bardziej kolorowo. Postanowiłam trochę przystopować z angstem, żebyście mi tu wszystkie nie umarły ze smutku. W końcu wiosna przyszła, trzeba się cieszyć ;)
"Problem z radością polega na tym, że wraz z nią powracają wszelkie troski."
~ Olivia Goldsmith
Podniósł ją z oblodzonej posadzki, znacząc na niej krwawą ścieżkę. Coś działo się wokół niego, wojownicy się cieszyli, choć wciąż jeszcze dominowały odgłosy walki, tuż obok jego stóp leżało ciało Laufeya, ale to wszystko trwało jakby obok, jakby za mgłą. Na drżących rękach trzymał umęczoną, nieruchomą już Lanę i przyglądał się jej ze zdziwieniem. Nie było tu miejsca na rozpacz, bo nic, co ową mogłoby wywołać, jeszcze do niego nie dotarło. Może nie miało miejsca w rzeczywistości? Loki potrząsnął Laną, jakby chciał ją obudzić, ale ona nie reagowała. Spróbował jeszcze raz, i kolejny, i znów. Nic. Zero reakcji.
Świat wirował, a czas stał w miejscu - cóż za dziwaczne połączenie... Okrzyki walczących cichły w głowie króla, słyszał właściwie tylko własny oddech. Patrzył z narastającym zdumieniem na krew rozlaną na przodzie sukni Lany i nie miał pojęcia, co ta krew oznacza. Tego, że żyje, był pewien, bo przecież nie mogła umrzeć, nie uprzedzając go o tym fakcie. Nie byłaby aż tak nieodpowiedzialna!
- Panie - z zadumy wyrwał go spokojny głos jednego z dowódców, który patrzył na niego z mieszaniną współczcia i radości. - To już koniec. Zwyciężyliśmy. Ponieśliśmy duże straty, ale Jottunhiem jest nasze.
- To wspaniale - odpowiedział nienaturalnie miękkim głosem Loki, nie spuszczając wzroku z ukochanej.
- Co z nią, panie? Czy ona... - zaczął pytanie, ale groźne spojrzenie Lokiego zabroniło mu go dokańczać. Do tej pory nikt nie sprawdził jej pulsu. Zrobiłby to, gdyby nie bał się tak panicznie, że go tam nie wyczuje. Wtedy naprawdę by oszalał. To by znaczyło, że zdobył już wszystko i... wszystko już stracił. Jednocześnie.
- Proszę ją położyć na ziemi, wasza wysokość - nakazał mu dowódca, widząc, że jego król jest nie w pełni władz umysłowych. Sam sprawdził jej tętno i oddech, które, choć słabe, wciąż występowały. - Trzeba jej wody, leczniczych ziół i odpoczynku. Z teleportacją do Asgardu trzeba będzie zaczekać, ale wszystkie potrzebne rzeczy sprowadzę. Proszę ją zanieść do którejś z komnat i mocno czymś okryć. - Loki bez zbędnych pytań wykonał polecenie niższego od siebie rangą człowieka chyba po raz pierwszy w życiu. To dlatego, że sam nie był w stanie myśleć, a potrzebna była mu pomoc.
- Nie zostawię cię. A kiedy się obudzisz, ciągle będę przy tobie siedział. Musisz otworzyć oczy jak najszybciej, nie mogę teraz zostać sam. Mam nadzieję, że mnie słyszysz - mówił głosem wypranym z emocji, gdy przemierzał korytarze lodowego pałacu. Nie znał tego miejsca, nigdy wcześniej nie dane mu było go oglądać, dlatego zaglądał do wszystkich pokoi. W końcu znalazł jedną z sypialni i ułożył nieprzytomną dziewczynę na łóżku. Okrył ją swoim płaszczem, bo choć sam nie czuł chłodu, wiedział, jak przenikliwe zimno panuje w Jottunheim. Ułożył się obok niej i objął ramieniem. Jedną ręką gładził ją po włosach, drugą uciskał ranę. Gorąca krew, spływająca teraz po jego palcach, zdawała się być palącą trucizną - tak bardzo odczuwał jej skutki. Nie zważał już na to, że właśnie wygrał wojnę, że zabił ojca, że zmienił bieg historii. Obchodziła go tylko zwykła, ziemska dziewczyna, w której się zakochał. Miał gdzieś opinię publiczną, miał gdzieś wszystkich swoich poddanych i całą władzę, do której prawo sobie uzurpował. Mogli mu zabrać obie korony, do których miał prawo, jeśli to miałoby pomóc Lanie w powrocie do zdrowia.
Godzinę później zjawił się dowódca, Kratshey, z ziołami, ciepłą wodą i grubym kocem. Od razu podano jej leki, a ranę w piersi przemyto specjalnym wywarem i zabandażowano. Miecz na szczęście nie przebił jej nic wewnątrz, a jedynie sprawił, że mocno krwawiła. Pomoc zadziałała - Lana wkrótce otworzyła oczy i wymamrotała kilka niezrozumiałych słów. Loki natychmiast uklęknął przy łóżku, wciąż mając na sobie jeszcze ślady walki.
- Nic nie mów - poprosił. - Wszystko będzie dobrze. Już po wszystkim, Lano.
- Zimno... - wyszeptała. Faktycznie - trzęsła się z zimna. Okrył ją więc kolejnym kocem i bardzo żałował, że nie może zrobić nic więcej. - Czy ty... jesteś... cały? Co z wojną? - pytała, choć mowa kosztowała ją wiele trudu. Miała na wpół przymknięte powieki i błędny wzrok, co sprawiało, że nie mogła dostrzec czających się w oczach Lokiego łez szczęścia.
- Później ci wszystko opowiem. Teraz musisz odpoczywać. Postaraj się zasnąć.
- Czy jesteś... cały? - powtórzyła.
- Jestem cały i zdrowy. Nic mi nie jest. - Uśmiechnął się blado, zamykając jej drobne dłonie w swojej. Czując znajome ciepło, Lana poczuła się lepiej i prawie od razu zasnęła. Mimo to, nie chciał jej zostawiać. Ten spokój był jednak zbyt piękny, by mógł trwać długo.
Rada Starszych zaraz wyciągnęła go ze znalezionej sypialni i zaczęła zasypywać pytaniami i informacjami.
- Musisz wrócić do Asgardu, panie. Ludzie czekają na ciebie, posłańcy przekazali im wynik starcia.
- Trzeba przygotować uroczystość przejęcia władzy nad Jottunheim.
- Co zrobić z ciałem Laufeya?
- Panie, niech ktoś inny zajmie się dziewczyną, ty będziesz miał teraz mnóstwo obowiązków. Spotkania z ludem, przyjęcie, dokumenty. Musisz wracać.
- NIE! -ryknął wreszcie Loki, któremu nie dano wcześniej dojść do słowa. - Nie ruszę się stąd, póki Lana nie będzie mogła wrócić ze mną.
- To wbrew obyczajom, panie - upomniał się nieśmiało jeden z Rady.
- JA jestem królem Asgardu, a więc TO JA wyznaczam obyczaje - wysyczał gniewnie.
- Ludowi to się nie spodoba, panie.
- Więc niech lud wyniesie się z Asgardu, skoro nie podoba im się władca. Nie zostawię jej tu samej nawet jeśli przyrzeczecie mi, że będzie tu miała najlepszą opiekę. Kiedy Lana wróci do zdrowia, wszystko załatwię. Jeśli chcecie - wracajcie do domów. Zdążycie wszystko przygotować na moje przybycie.
- Tak jest - odpowiedzieli niechętnie chórem i ruszyli ku drzwiom wyjściowym, rzucając mu nieprzychylne spojrzenia przez ramię. Tylko Kratshey został na chwilę, by zamienić z nim jeszcze słowo.
- Panie, nie chcę nalegać, ale jej rekonwalescencja może potrwać bardzo długo. Jesteś królem i nie możesz zaniedbywać swoich obowiązków, zwłaszcza teraz, po wygranej wojnie.
- Mam zostawić swoją kobietę samą, bo ważniejsze jest symboliczne przyjęcie korony? - prychnął ironicznie, a sam jego wyraz twarzy mówił, że to wszystko jest dla niego jakimś głupim żartem.
- Dla mnie też nie miałoby to znaczenia w takiej chwili, ale należy pamiętać, panie, że lud dba o symbole. Chciałem tylko doradzić, więc przepraszam, jeśli czymś waszą wysokość uraziłem - rzekł, skłoniwszy się. Lokiemu spodobała się jego postawa. Nie był nachalny, ale przemawiała przez niego mądrość. Widział w nim człowieka, który mógł mu pomóc w rządzeniu krajem.
***
- Martwię się o nich - powiedziała po raz setny Pepper, nachodząc Tony'ego w warsztacie. - Dlaczego TARCZA nawet nie próbuje odzyskać Lany? Przecież mają taki obowiązek od chwili, gdy dostała kartę członkowską, prawda?
- Pepper, skarbie - westchnął Stark, spoglądając na nią z mieszaniną podziwu i rozbawienia. - Już zawsze będziesz się martwić o psychopatycznych bogów i ich partnerki?
- To nie jest śmieszne! - ofuknęła go.
- Wiem. TARCZA nie próbuje ich ratować, bo są tam z własnej woli. Poza tym... nie mamy jak. Fury zlecał mi skonstruowanie naprawdę dziwnych ustrojstw, ale do portalu międzyświatowego jeszcze nie doszedłem.
- Naprawdę nic nie można zrobić?
- Posłuchaj. Lubię Lanę tak samo, jak ty i też bym wolał, żeby nie musiała tułać się po równoległym świecie, za towarzysza mając skrzywdzonego dziwnym imieniem kretyna, ale nie jestem w stanie założyć na siebie stroju i polecieć po nią.
- Wiem - westchnęła z rezygnacją panna Potts, po czym z wdziękiem młodej kotki usadowiła się na kolanach ukochanego. - Natasha zaprosiła nas na kolację. Ma być też Hawkeye - dodała z naciskiem.
- Czyżby Duży Zielony i Kapitan z Gwiazdką nie dostali zaproszenia? A tak, rozumiem, impreza dla vipów.
- Tony, otrząśnij się! - Pstryknęła mu palcami przed twarzą. - Nie dziwi cię, że tak po prostu razem organizują sobie kolację, spędzają ze sobą prawie cały wolny czas, a kiedy na siebie patrzą, wyglądają jak bohaterowie z Disneya?
- Może masz rację... Wiadomo już, co będzie do jedzenia na tej całej kolacji?
- Żarciem u Romanoff zajmiesz się później - odezwał się cierpki głos Fury'ego, który wtargnął do pomieszczenia, jak duch, niezapraszany przez nikogo.
- A ty co tu robisz? - oburzył się Stark. - Wypadałoby chociaż zapukać. No, przynajmniej wynająć samolot z wielką flagą z napisem "przybywam". Zawsze brakowało ci stylu...
- Nie pora na żarty. Zbierajcie się. Mamy pewien kłopot z Thorem. TARCZA znów jest potrzebna.
No i znowu kłopoty w obu światach ciekawie to się zapowiada tylko czy na lepsze czy gorsze ^^
OdpowiedzUsuńLana żyje! *Skacze z radości* Jeśli chodzi o TARCZE, to do czego jest potrzebna?? (Umieram z ciekawości!) Z nieciepliwością czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńAsia
Z zamiłowaniem śledzę twojego bloga o Dramione. W niedzielę oglądnęłam "Thora" i wybieram się na drugą część. Dlatego też postanowiłam przeczytać twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńJest cudowne. Skończyłam w kilka godzin. Uwielbiam Lokiego, a twój to już mistrzostwo. Podoba mi się jak opisujesz kiedy ubiera maskę, kłamie i oszukuje innych oraz sam siebie. Może i jest bogiem, ale jego zachowanie potrafi być jak najbardziej ludzkie. Podoba mi się to.
Z niecierpliwością czekam na 34 rozdział (no i 37 na drugim blogu ;))
Ciekawe jaki to kłopot :)
OdpowiedzUsuńUf ... jakie emocje ... ten niesamowity blog przyprawia mnie o dreszcze *_- uwielbiam to ;)
OdpowiedzUsuń