wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 32

 32. Rozdział pęka w szwach od patosu, tragizmu i epickości xD Po przeczytaniu pewnie stwierdzicie, że wszystko już jasne, wszystko się jakoś zakończyło, ale nie zapominajcie, że macie do czynienia z najbardziej zwyrodniałą autorką fanfiction, więc nie, nie dam tak szybko i prosto dojść naszym bohaterom do celu ;) Enjoy!


"Człowiek jest raną życia, śmierć zgo­joną blizną." 
~Leopold Staff


Pałac Laufeya przyprawiał Lokiego o mocne łomotnie serca. Zaraz go zobaczy, zaraz będzie tak blisko swojego największego wroga, że może trafi się okazja by ściąć mu mieczem jego obmierzły łeb. Giganci kpili z niego, wymyślając coraz to gorsze inwektywy i choć normalnie zabiłby ich za to gołymi rękoma, teraz nie chciał nawet o tym myśleć. Przed sobą widział nieprzytomną Lanę, którą ciągnięto po ziemi, jak padłe zwierzę i właśnie to zajmowało teraz wszystkie pokłady jego furii. Nie mieli prawa tak traktować kobiety, którą kochał!
Wielkie wrota lodowej twierdzy ustąpiły pod naciskiem kilku Gigantów, ukazując mroczny hol, w którym Loki już kiedyś był.
 - Teraz ją sobie weź - warknął jeden z potworów, gdy drugi rozcinał więzy na jego nadgarstkach, by chwilę potem złożyć na jego rękach omdlałe ciało dziewczyny. - Nie zaryzykujesz ucieczki z półmartwą damą serca na rękach, co? - zadrwił okrutnie, po czym pchnął Lokiego do środka.
 - Lana... - wyszeptał, chcąc wzbudzić w niej jakąkolwiek reakcję. - Otwórz oczy - prosił najciszej, jak umiał, nie chcąc zdradzać swej największej słabości przed Jotthunami. Nie słuchała. Nie mogła słyszeć. Jej głowa zwisała bezwładnie z jego rąk, przez co mógł dostrzec ślady krwi na miedzianych włosach - pewnie skaleczyła się w głowę, gdy przyciskano ją do skał. Na tę myśl ogarnęła go jeszcze większa złość. Nie mógł jej przecież pomóc, a obiecał, że już więcej nie pozwoli jej skrzywdzić. I oto po raz kolejny złamał daną obietnicę, która powinna być dla niego najwyższą świętością.
 - Król Asgardu... - mruknął Laufey, kiedy stanęli przed jego tronem. - Upokorzony i odarty z godności syn wszechmocnego Odyna. Nie jest ci teraz głupio? - mówił, patrząc na niego z pogardą.  - Ale nie tylko ty mnie odwiedziłeś. Kim ona jest? - Uniósł głowę Lany, na co Loki cofnął się gwałtownie.
 - Nie dotykaj jej - wysyczał tak złowrogo, że nie sposób było nie poczuć mrozu, jaki towarzyszył tym słowom.
 - Panie - rzekł jeden z Gignatów - ta dziewczyna potrafi władać Mjolnirem. Został na południowych skałach, ale gdy się obudzi - jeśli tak będzie - może nam go przynieść.
 - Jeśli tak będzie? - spytał groźnie Laufey.  - Prawie zabiliście dziewczynę, która włada Mjolnirem?! Idioci! Ani słowa więcej! Kim ona jest? - zwrócił się do Lokiego, zaglądając mu przy tym w oczy.
 - Przyszłą królową Asgardu - odpowiedział, za wszelką cenę chcąc uniknąć pytań o jego uczucia. Władca Jottunheim wyczuł to natychmiast i równie szybko postanowił wykorzystać.
 - Poznałeś ją na Ziemi, tak? Zawróciła ci w głowie zwykła śmiertelniczka, dlatego postanowiłeś uczynić ją półbogiem i ściągnąć tutaj... To musi być naprawdę wielka miłość - uśmiechnął się złośliwie i przeniósł wzrok na nieprzytomną dziewczynę. - Sądzę, że wiele byś zrobił, żeby nie stała jej się krzywda. 
 - Więc myślisz, że kocham ziemską dziewczynę?  - spytał, uśmiechając się kpiąco. Nie mógł stracić twarzy, a już na pewno nie wolno mu było przyznać się do jakiejkolwiek słabości. Laufey miałby się o tym dowiedzieć? O nie. Wolałby zginąć, niż pozwolić, by ten sukinsyn z nim wygrał.
 - Myślę, że to, co teraz robisz, to gra. Boisz się własnych słabych punktów.
 - Boję się twoich głupich posunięć. Powinieneś lepiej przygotować swoją armię. Gdybyś widział, jak ścierają się z asgardzkimi wojskami...
- To nie ma znaczenia - rzekł szybko Laufey. - Asgardczycy nie potrafią walczyć w chłodzie tak długo, jak myślisz. Macie gorącą krew, ale lód Jottunheim szybko ją ostudzi. Dlatego twoje wojska wkrótce się wycofają, ty zostałeś pozbawiony Mjolnira, a ja mam ostrze nad gardłem pani twojego miękkiego serduszka. Czyżby to była sytuacja, w której mogę żądać wszystkiego, a ty wszystko musisz spełnić? - W odpowiedzi usłyszał śmiech Lokiego.
 - Myślisz, że zdobyłeś króla w szachach, ale to tylko pionek. Owszem, masz mnie w swoim pałacu ale... może wcale nie jestem tu przypadkiem? Może CHCIAŁEM tu trafić? A nawet bardzo chciałem, Laufey. - Przez jego twarz przeszedł cień szaleństwa. Oczy rozbłysły mu na dźwięk zbliżających się walk. Jeśli wojsko Asgardu dotarło do pałacu, to znaczy, że znajduje się w lepszej sytuacji, niż sądził. Laufey także usłyszał nadchodzący tumult, w związku z czym postanowił działać szybciej. 
 - Jakim cudem ona włada Mjolnirem?
 - Też chciałbym wiedzieć. Zaczęła nim władać kilka godzin temu, w drodze do Jottunheim, a skoro ani ja ani ty się o tym nie dowiemy, to może pora przejść do konkretów. - Położył Lanę na posadzce, grając obojętnego. Krzyki dochodzące z zewnątrz zbliżały się w zastraszającym tempie.
 - Wzmocnić straże! - zarządził Laufey. 
 - Dobrze wiesz, że skoro armie są tak blisko, to moi ludzie wygrywają. Zastanów się, czy masz szanse. Jeśli nie, oddaj mi koronę. - Wyciągnął poń rękę, a Laufey wykrzywił i tak szpetną mordę w paskudnym grymasie.
 - Twoja zuchwałość jest niewiarygodna.
 - Mam to po ojcu - warknął, zaciskając z całej siły zęby. Czuł, jak wściekłość, niczym krew płynie z jego serca wprost do rąk, którymi chciałby go teraz rozszarpać na strzępy. Za wszystko. Gdyby Laufey wiele lat temu nie okazał się tchórzem, gdyby szukał własnego syna, gdyby okazał mu choć trochę ojcowskiej troski, nigdy nie musiałoby dojść do tej wojny, nikt nie musiałby cierpieć a on, Loki, byłby dziś szczęśliwym księciem Jottunheim, żyjącym wśród swoich.
 - O nie, nawet Odyn ma w sobie więcej pokory.  - Po tych słowach pałacowa cisza zniknęła. Lodowe sople zadrżały, gdy wyłamano wrota i walczące ze sobą armie wdarły się do środka, już na wstępie zabryzgując krwią kolumny i posadzkę. Gwardzia przyboczna Laufeya otoczyła go szczelnie, by odseparować ich władcę od pozbawionego borni, ale rozsierdzonego Lokiego.
 - Panie! - zawołał jeden z wojów, rzucając mu miecz, który Loki złapał w locie. Tymczasem Lana poruszyła się z cichym jękiem i to wybiło Lokiego ze stabilności.
 - Lana? - pochylił się nad nią i to wystarczyło, by znów pozbawiono go miecza silnym kopnięciem w dłoń.
 - Gdzie jestem? - wymamrotała niewyraźnie, ale Loki wolał jej nie odpowiadać.
 - Wstawaj. Musisz wstać! - pociągnął ją za ramię dość brutalnie, ale teraz liczyło się tylko to, by przeżyła. Musiał ją podtrzymywać w pionie, bo chwiała się i ledwo patrzyła na oczy, ale było jeszcze coś, co musiała zrobić.  - Lano, musisz przywołać Mjolnir!
- Nie mogę... jestem... nie wiem, co się dzieje.
 - Błagam, postaraj się! - Ostatkiem sił wyciągnęła przed siebie rękę, skupiając wszystkie, jeszcze wirujące, myśli na tym, by młot znalazł się w jej ręce. Po kilku sekundach poczuła nikłe drżenie, jakby jakieś drobne cząsteczki mocy wzywały Mjolnir, ale wątpiła, by dało to jakiś efekt.
 - Proszę, kochanie - szeptał Loki, osłaniany przez kilku swoich wojów.
 - Brać go! - usłyszał rozkaz Laufeya. Musiał uciekać. Musiał zostawić Lanę, bo jeśli teraz da się pojmać - wojna skończona. Wpadł w sam środek walki, pozbawiony broni i chyba tylko cud uratował go przed natychmiastową śmiercią. Nie bał się dotyku Jotthunów, ale ich broń była mu tak samo niemiła, jak każdemu innemu wojowi. Wtem ogromny świst powietrza przeciął wielką salę - to Mjolnir, błyszcząc jasnym światłem wpadł prosto w dłoń Lany. Dziewczyna, choć blada, jak sama śmierć i pozbawiona jakiejkolwiek siły, cisnęła nim, jak potrafiła, a on posłusznie zwalił z nóg olbrzymów stojących najbliżej ich króla.
 - Ty dziwko! - wrzasnął Laufey i od razu chwycił za lodową włócznię, by natrzeć na dziewczynę. Zrobiła unik w ostatniej chwili. 
 - LANA! - ryk Lokiego przedarł się przez tumult walki. Wyrwał z czyjejś dłoni zakrwawiony miecz o klindze tak zimnej, że nie był pewien, czy żelazo nie przymarznie mu do skóry. Gdy ostrze Laufeya po raz trzeci pofrunęło w górę nad Laną, zabrakło ułamków sekund. Dla niej.
Loki pchnął ostrze w pierś ojca, a ten zachłysnął się powietrzem. W królu Asgardu wybuchł prawdziwy pożar nienawiści. Wreszcie, po tylu latach mógł ulżyć swojemu bólowi, swojej ciągłej udręce. Koszmar wreszcie dobiegł końca. Nie wyjmując ostrza torsu Laufeya spojrzał mu prosto w oczy. Wtedy po raz pierwszy, i po raz ostatni, wywiązała się między nimi jakaś nić. Spojrzenia przecięły się błyskawicznie, pulsy przyśpieszyły jednostajnie, oddechy zmieszały się ze sobą w jakimś demonicznym tańcu i wtedy Laufey musiał już wiedzieć, że tak wielka nienawiść nie czai się nawet w największym wrogu. To musiało być coś więcej.
 - Ty... - wydusił, a krew spłynęła mu po brodzie.
 - Tak, ojcze. Jestem twoim synem, którego opuściłeś. - To mówiąc pociągnął za klingę miecza i ostrze wyszło gładko z ciała Giganta. Loki z nieludzkimi emocjami patrzył na konającego ojca, który w końcu wyzionął ducha. Wtedy coś w nim pękło - być może to jego własne zło rozerwało w nim jakieś granice, jakieś łańcuchy, trzymające je w ryzach. Miał gdzieś krwawą walkę rozgrywającą się tuż za jego plecami. Był cholernym bogiem! Bogiem, który zabił własnego ojca, a więc na świecie nie było większego zła, nikt nie mógł mu zagrozić.
Jotthunowie zaczęli uciekać w popłochu przed ostrzami Asgardczyków, którzy już podnosili  pochwalne okrzyki i to one przywróciły go do świadomości. Nagle przypomniał sobie, że na chwilę przed tym, jak go zabił, ostrze Laufeya spadło na Lanę. Spojrzał w dół i ujrzał wielką plamę krwi na jej piersi. Salę rozdarł krzyk tak rozpaczliwy, że wszystko nagle ucichło. Świat znowu runął.

5 komentarzy:

  1. Masz naprawdę ogromny talent do pisania.Podziwiam Cię za to.Dzięki temu zakończeniu,nie będę mogła spać,dopóki nie pojawi się następna notka XD Rozdział ogółem po prostu cud,miód *o*
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dziękuję ;)Wysilam się na kilka ładnych zdań podrzędnie złożonych, więc nie wiem, czy to talent, ale cieszę się, że ktoś ma frajdę, czytając te moje antydziedzła (nie mylić z arcydziełami ;p )
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. *Klęczy przed amortencją, składa ręce jak do modlitwy i mówi*
    - Daj żyć Lanie! Nie może umrzeć! Błagam! xD
    Rozdział Mega ciekawy! Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA NASTĘPNĄ CZĘŚĆ!

    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie trzeba się zaraz do mnie modlić, AŻ tak ważną personą nie jestem ;) Ale zawsze możesz pomodlić się o moje dobre wyniki z egzaminu gimnazjalnego ;p
      Cieszę się bardzo, że Ci się podobało.
      Pozdrawiam!

      Usuń