środa, 17 października 2012

Rozdział 7

    7. Rozdział nocny. Znów bezczelność Lokiego. To jest chyba najwspanialsza cecha u tej postaci. Zresztą ja kocham wszystkie jego cechy ;) Medal mu się należy za samo bycie Lokim.


"Siłą mężczyzny jest charakter, siłą kobiety mężczyzna z charakterem"

To była jedna z tych niewielu nocy, w której bał się nadchodzącego koszmaru. Położył się na tej cholernej, niewygodnej kanapie. Gorączka najwyraźniej dawała o sobie znać, bo czuł się okropnie. Cóż, przynajmniej udało mu się doprowadzić dziewczynę do łez, a to oznacza swego rodzaju władzę nad drugim człowiekiem. Poczuł się odrobinę lepiej, choć było to zupełnie nie na miejscu. Przymknął oczy, by poczekać na sen, choć nie miał prawa spodziewać się spokojnej nocy. Senne mary dręczyły go dzień w dzień odkąd dowiedział się prawdy o swoim pochodzeniu. Tym razem czekał długo, ale doczekał się. Sen nadszedł...
     Znów słyszał swój własny, błagalny ton, tak różny od rzeczywistego. Nienawidził błagać, a musiał to robić właśnie teraz. Tym razem klęczał gdzieś z zawiązanymi oczami. Było tu bardzo zimno. Czuł na sobie setki szyderczych spojrzeń. Nic dziwnego - wielki król Asgardu klęczący pośród nich, wyjący o litość, jak pies. Jednak gorsza od samego upokorzenia była świadomość, że ktoś może i powinien mu pomóc, ale nie robi tego. Byli tam. Był tego pewien. Odyn i Laufey. Jak zwykle na czele szyderców, jak zwykle śmiali się najgłośniej. Oszukali go, odarli z godności. Czuł się strasznie. Krzyczał głośno, ale im bardziej zdzierał sobie gardło, tym głośniej rozbrzmiewały śmiechy wokół...
  Zerwał się, gdy zbudził go realny dotyk na ramieniu i tępy ból w czole. Tym razem nie miał w ręku włóczni, ale kawałek koszulki Lany, która pochylała się nad nim, przestraszona.
 - Musisz jechać do szpitala - oznajmiła.  - Jesteś cholernie rozpalony, majaczysz, krzyczałeś, spadłeś z łóżka i zraniłeś się w głowę. Co się dzieje?
 - To tylko koszmar - warknął. Czy prawdziwy koszmar właśnie się rozpoczął? Zwykła ziemska dziewczyna, widzi w takim stanie boga! - Nic mi nie jest. - Wypuścił ze złością jej koszulkę i spróbował usiąść, co poskutkowało potwornym bólem głowy.
 - Wstawaj, zawiozę cię do szpitala...
 - Nigdzie nie pójdę! - warknął.
 - Nie interesują mnie twoje obiekcje! Jeśli nie wiesz szuka cię jakaś wielka agencja TARCZA, wiedzą, że tu byłeś i jeśli umrzesz na mojej kanapie, prawdopodobnie resztę życia spędzę za kratami!
 - TARCZA mnie szuka? - uśmiechnął się kpiąco. - Nareszcie.
 - Nareszcie? Zawsze się cieszysz, jak szukają cię uzbrojeni po zęby antyterroryści?
 - Oni wiedzą, czego szukam, tak? Jeśli tak, to będą chcieli znaleźć Mjolnir pierwsi, doprowadzą mnie do niego. 
 - Wspaniale, a teraz chodź. - Złapał ją za łokieć, gdy kierowała się w stronę schodów.
 - Nie tak prędko. Powiedziałem, że się stąd nie ruszę.
 - Bolało cię tak bardzo, że krzyczałeś. Coś jest z tobą nie tak!
 - Krzyczałem, bo miałem zły sen - warknął, jeszcze bardziej wściekle niż poprzednio. Dlaczego musiała się uprzeć, że będzie mu pomagała? Nie oczekiwał tego. Chciał tylko dachu nad głową i spokoju. Nic więcej. Naiwność i głupotę chyba wszyscy ludzie mają wpisaną w krew.
  - Jesteś pewien, że nie potrzebujesz pomocy? - Skinął przytakująco, choć przez głowę przemknęła mu bzdurna myśl, że jest zupełnie odwrotnie. Może i jej potrzebował...
 - Obudziłem cię, tak?
 - Ciężko było się nie obudzić.
 - Wybacz, powinienem się kontrolować.
 - Przez sen? - parsknęła śmiechem. - Myślisz, że tak się da?
 - Nie ma czegoś, czego się nie da. Każdy ma nad sobą taką kontrolę, jaką sobie wypracował i tylko skrajnie słabi nie mają jej wcale.
 - Tak, coś w tym jest. A teraz chodź na górę, trzeba ci to opatrzyć. - Tym razem bez oporów poszedł za nią na górę. Piętro domu wyglądało zupełnie inaczej, niż parter. Było wręcz pedantycznie czyste i schludne, nie było na nim obrazów Lany.
 - Dlaczego tutaj nie przyniosłaś swoich obrazów?
 - Bo ta część domu należała do taty. Lubił te obrazy, ale wolał w domu ład i porządek - odrzekła suchym głosem. Przynajmniej nie skłamała. Zaprowadziła go do swojej sypialni i poprosiła, by usiadł na łóżku, a sama poszła po apteczkę. Gdy wróciła oczywiście zdążył już dotknąć swojego rozcięcia, co, rzecz jasna, poskutkuje większym bólem przy polewaniu wodą utlenioną.  Skrzywiła się lekko, widząc ściekającą mu po skroni krew. Upadł pechowo, bo rana, choć niewielka, była dość głęboka.
 - Może trochę zaboleć.
 - Co to jest?  - spytał, patrząc z lekką obawą na zmoczony wodą utlenioną wacik.
 - Woda utleniona. Nic strasznego, tylko dezynfekuje ranę. - Skinął głową, na znak, że może przemyć mu tę nieszczęsną, jakże groźną ranę. Stanęła więc przed nim i obawiając się jego reakcji, dotknęła rany najdelikatniej, jak tylko mogła. Syknął z bólu i zacisnął dłonie w pięści. Nie mógł się powstrzymać przed rzuceniem jej w twarz spojrzenia pełnego złości, ale to spojrzenie zaraz się zmieniło. Skupił się raczej na tym, że jest bardzo ładna, jak na zwykłą śmiertelniczkę. Prawdę mówiąc nawet nie poczuł się źle z faktem, że podziwia jej urodę - w końcu poza faktem, że był bogiem, był również mężczyzną.  Uśmiechnął się, jak chłopiec, który właśnie coś zbroił i był z tego bardzo dumny.
 - Skończone - powiedziała Lana, przykleiwszy mu w zranione miejsce mały plasterek. - Coś jeszcze?
 - Dziwię ci się. Jesteś w domu sama, z obcym mężczyzną i nie boisz się?
 - A wolałbyś, żebym się bała?
 - Wolałbym, żebyś mi powiedziała, dlaczego się nie boisz.
 - Bo mam czarny pas w karate i potrafię się bronić, bo nie wyglądasz mi na mordercę mimo swoich wszelkich dziwactw, bo w przeciwieństwie do ciebie potrafię korzystać z telefonu i dzwonić po policję, bo lepiej znam okolicę i wiem, dokąd mogę uciec, bo TARCZA obiecała mi ochronę... Mam wymieniać dalej? - Uśmiechnęła się z wyższością, ale Lokiego najwidoczniej wcale to nie przekonało.
 - Pytałem bardziej o to, dlaczego nie boisz się, że namieszam ci w głowie, a potem po prostu sobie pójdę. Ludzie często tak robią, wiem o tym.
 - Nie tak łatwo zawrócić mi w głowie.
 - A gdybym spróbował? - spytał bezczelnie.
 - Lepiej tego nie rób. Jesteś tu, bo masz w tym swój cel. I przy tym zostańmy. - Otwarła przed nim drzwi.  - Dobranoc - powiedziała, a on celowo ociągał się z wyjściem.  - Liczysz, że zaproponuję ci wspólne łóżko? - parsknęła śmiechem.
 - Nie, może jeszcze nie teraz.
 - Jeszcze?
 - Cóż, nigdy nic nie wiesz, nigdy nie możesz być pewna przyszłości. Dobranoc, Lano. - Wyszedł z uśmiechem godnym prawdziwego władcy. Władcy kobiecych słabości.

4 komentarze:

  1. Zaczyna się robić romantycznie - a właściwie romantycznie w wydaniu Lokiego, co dla większości ludzi jest czymś całkowicie odwrotnym ;) Myślę, że teraz gdy Lana zareagowała w ten sposób Loki będzie chciał udowodnić jej, że mu się uda ją przekonać ;) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, Loki to jest uosobienie romantyzmu, tylko że swojego własnego ;) Czyż on nie jest słodki? :)

      Usuń
  2. Laufeyson taki playboy *-* mmm boski rozdział :33

    OdpowiedzUsuń