poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 6

6. Noc wyzwala w ludziach jakąś magię. Często jest tak, że to, o czym boimy mówić się w dzień, w nocy przychodzi nam łatwiej. Lana i Loki nie są wyjątkiem ;)


"Często os­tatnią rzeczą, której człowiek się trzy­ma, by­wa czy­jaś dłoń."
 ~ Jostein Gaarder

Dotarł w końcu do właściwego miejsca. Na próżno. Kapliczka była cicha, ciemna i opuszczona, ale na pewno nie powiązana z Mjolnirem. Loki zaklął głośno i przysiadł na kamiennej ławce przed kapliczką, a potem przetarł zmęczone oczy. Jako bóg wszystko zawsze robił bez planu, a jego moc sprawiała, że wszystko szło tak, jak miało być. Ale nie tym razem. Do tej pory nie znalazł nic, zmarnował mnóstwo czasu.
 -  Czego pan tu szuka? - usłyszał słaby głos i wstał, by lepiej widzieć intruza. Jeśli tak można nazwać staruszka, podpierającego się laską.
  - Wskazówki - odparł. Staruszek zatrzymał się, gdy zobaczył swego rozmówcę w pełnej okazałości. Poprawił na nosie okulary i przyjrzał się lepiej Lokiemu.
 - Wskazówki? A jakiej?
 - Szukam czegoś. Czegoś dość niezwykłego.
  - A! Jesteś jednym z tych geniuszy, którzy próbują wyciągnąć ten młot?- Na te słowa jego puls gwałtownie przyśpieszył. W kilku krokach znalazł się przy starszym mężczyźnie.
 - Coś powiedział?
  - Nie chciałem pana urazić. Ja... ja tylko... - starzec skulił się w sobie.
  - Co to za młot? Gdzie jest?
 - Ludzie mówią, że w którymś lesie blisko miasteczka, ale nie wiem w którym, dobry panie. Idę sobie tylko do lasu, dla zdrowia, nie mam pojęcia, jak się go wyciąga.
 - A skąd o nim wiesz?
  - Mój wnuk coś mówił, że kilka tygodni temu chcieli go wyciągnąć, kilkudziesięciu chłopów próbowało, ale żaden nie podołał. Chyba musiałbyś nabrać tężyzny, synu, gdybyś chciał spróbować, o tak.  - Dziadek poklepał go po ramieniu, co Loki uznałby za zniewagę, gdyby nie zdążył poznać się na charakterze tego człowieka.
 - Nie potrzebuję siły fizycznej, żeby go wyciągnąć. Muszę go tylko znaleźć - powiedział i zamyślił się na chwilę. - To może być ten las? Tutaj może być ten młot?
 - Raczej nie, drogi panie. Tutaj już bym go widział, jestem tu codziennie.
 - Sam go znajdę - mruknął Loki i zaczął szybko przecinać wietrzne łąki, zostawiając za sobą las. Nigdy nie potrzebował czyjejś pomocy i teraz też nie zamierzał z niej korzystać. Tak go nauczono, tak wychowano - "sam sobie jesteś panem i wojownikiem" - tak powtarzał mu ojciec. To znaczy Odyn. Bo przecież ojca nie miał. Może i do odnalezienia Mjolnira było daleko, ale poradzi sobie sam. Sam, bez nikogo.
 W miasteczku udało mu się znaleźć mapę okolicy i odszukać na niej kilka lasów, ale nie miał pojęcia, jak się do nich dostać i jak daleko od Alepny znajdują się w rzeczywistości. Po kilku godzinach bezcelowej wędrówki po mieście jego zapał ostygł. Przemókł i zmarzł, a końca tego cholernego pobytu na ziemi nie było widać.
 Gdy wreszcie zaczął zapadać zmrok, a on doznał całkowicie ludzkiego przeziębienia, zaklął siarczyście i udał się pod jedyny znany mu w tym podłym świecie adres.

  - Chwila - usłyszał zza drzwi niebieskiego domu na rogu 3rd Ave i Lockwood Street. Dziewczyna otwarła mu z uśmiechem, który spełzł z jej twarzy niemal natychmiast, gdy go zobaczyła. - Co tu robisz? - spytała niezbyt przychylnym tonem.
 - Przyszedłem tu z dokładnie tego samego powodu, co wczoraj. Nie mam dokąd pójść  -wzruszył ramionami.
- Może to dlatego, że miejsce bogów nie jest na ziemi - prychnęła, ale zrobiła mu przejście w drzwiach. Zrobiła to tylko dlatego, że tak jej powiedziała agentka Romanoff.
Wszedł trochę niepewnie, ale ostatecznie nie miał zbyt wielkiego wyboru, więc zajął "swoje" miejsce na kanapie. 
  - Źle wyglądasz. Pewnie nic nie jadłeś od rana.
 - I nie mam ochoty - odparł szorstko. Spuścił wzrok, ze złością przemierzając ścieżki swojej pamięci. Zmarnował tyle czasu! I po co? Po to, by wrócić do punktu wyjścia.
 - Masz - nawet nie zauważył, gdy postawiła przed nim kubek z herbatą. Potem jednak zrobiła coś, co odebrał niemal za atak. Przyłożyła mu dłoń do czoła, na co zareagował gwałtownym drgnięciem. Spojrzał na nią ze złością.
 - Spokojnie, sprawdzałam tylko, czy masz gorączkę. I z całą pewnością masz.
 - Mogłaś uprzedzić, że mnie dotkniesz - mruknął z wyrzutem. 
 - Nikt nigdy cię nie dotykał? - parsknęła. - Przecież nie mam zamiaru zrobić ci nic złego.
  - Nie byłem przygotowany, to wszystko. I co z tą gorączką? - Znów spojrzał na Lanę, tym razem bez wyrzutu, a pytająco.
 - Wydaje mi się, że jest dość wysoka. Nie podam ci żadnych leków, bo nie wiem, jak zareaguje na nie twój organizm. Myślę, że powinieneś po prostu poleżeć kilka dni, bo wizyta u lekarza też nie jest dobrym pomysłem.
 - Kilka dni? Nie mam kilku dni! Już zmarnowałem jeden!
 - A zmarnujesz ich więcej, gdy rozchorujesz się bardziej. Proszę - rzuciła mu całkowicie współczesną, czarną koszulkę i spodnie.  - Na piętrze jest łazienka. Weź sobie ciepły prysznic, może pomóc, na dobry początek.
 - To rzeczy twojego męża? Chyba będzie zły, gdy je włożę...
 - Nie mam męża. A to są rzeczy mojego taty. Idź już - ponagliła go, by nie oglądał jej po tych słowach. Każde wspomnienie o jej ojcu nadal dawało niepotrzebnie zły wydźwięk. Stanęła przy oknie i wpatrzyła się w senną ciemność. Niby mieszkała w tym domu od dziecka, ale stał się zupełnie obcy, odkąd zabrakło w nim taty. Owszem, gdy wyjeżdżał na misje, bardzo rzadko bywał w domu, ale istniała świadomość mówiąca, że wróci, nieważne za jak długo. Może to absurd, ale ona, zwykła śmiertelniczka, czuła  się na ziemi jeszcze bardziej obco, niż Loki, który przecież przybył tu z drugiego końca kosmosu. On miał inne podejście do życia. Zresztą wielkim nieporozumieniem byłoby, gdyby potężny bóg myślał tak samo, jak zwykła ziemska dziewczyna.  Mimo wszystko czuła w nim jakieś podobieństwo, choć nie wiedziała, dlaczego.
 Nie zauważyła, kiedy przyszedł, dlatego ledwo powstrzymała się od krzyku, gdy niespodziewanie znalazł się tuż za nią.
 - Jesteś smutna - stwierdził, mrużąc groźnie oczy. W jego mniemaniu smutek był czymś złym.
 - Nie. Po prostu myślę. - Bała się spojrzeć mu prosto w twarz. W tej sytuacji mimo ogólnej niepewności wolała mieć go za plecami.
 - O czym?
 - Mam ci się spowiadać? - Parsknęła nerwowym śmiechem.
  - A masz coś do ukrycia?
 - Nie znam cię. Nie mogę ci mówić, o czym myślę.
 - Jasne.  - Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. Złośliwy, ale nie taki martwy, jak wcześniej. Teraz był rozbawiony, na ogół był... po prostu zimny.
 - Kładź się już. Wciąż masz wysoką temperaturę. Jeśli jutro chcesz wstać o własnych siłach, musisz iść spać.
 - A co z moim... sennym instynktem? Już się go nie boisz?
 - Poprzednim razem mnie nie zabiłeś, teraz chyba też nie będziesz próbował. - Wzruszyła ramionami.  - Jeśli często miewasz koszmary, weź sobie z regału jakąś książkę, podobno pomaga.
 - A ty? W ogóle ich nie masz?  - syknął ze złością.
 - To, że śnią ci się złe rzeczy nie oznacza, że jesteś słaby, tylko że twoja podświadomość wyciąga złe obrazy ze świadomości. To wszystko. I też często je mam, jeśli cię to pocieszy.
 - I co? Wtedy czytasz jakąś książkę i koszmary znikają?
 - Czasami. Są na to różne sposoby. Jedni czytają, drudzy potrzebują czyjegoś dotyku, a jeszcze inni starają się w ogóle nie zasypiać. Ci ostatni to tchórze, mój tata tak mówił.
 - Ale życie jest brutalne, co? - Jak zwykle w takiej chwili wyciągnął swoją największą broń - sztuczną arogancję i całkowity brak uczuć. - Teraz nie ma przy tobie taty, który mógłby ci poczytać książkę, albo potrzymać za rękę. Zapomniał, że powinien to robić?
 - Daję  głowę, że nie zapomniał - odpowiedziała cichym szeptem, nie dowierzając już swojemu drżącemu głosowi.
 - Więc gdzie teraz jest? - syknął Loki, przyglądając jej się ze złością.
 - Nie żyje. Ale gdyby żył to dzisiaj z cała pewnością całą noc trzymałby mnie za rękę. - Oczy Lany niebezpiecznie się zaszkliły, a on poczuł się po prostu źle. Tylko na chwilę, bo przecież ktoś taki, jak on nigdy nie czuje się źle z byle powodu. To było mu całkowicie obce uczucie - patrzył na Lanę i z jakiegoś powodu chciał ją zatrzymać, zrobić cokolwiek. Wziął jednak głęboki wdech i poczekał, aż owy dziwny impuls minie. Dziewczyna zniknęła. Znów został sam.



 I na deser zagadka bez odpowiedzi:  Co on takiego ma w tej swojej buźce, że nie można przestać na niego patrzeć? ;)

4 komentarze:

  1. To chyba te oczy działają tak przyciągająco ;)
    Uuuu, niedobry Loki, brzydko potraktował Lanę. Ale cóż, taki już jest. Ciekawi mnie czy dziewczyna na niego doniesie, a jeśli tak to jak on się zachowa ;) Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczy na pewno ;)
    A słyszałaś głos Toma Hiddelstona? *.* Marzenie!
    Loki nieładnie traktuje wszystkich, taka jego natura ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że to przez te kości policzkowe XD Gość w realu wygląda jak po photoshopie!

    OdpowiedzUsuń