niedziela, 14 października 2012

Rozdział 5

5. Pora na Avengersów ;) Chyba nabawiłam się obsesji na punkcie Lokiego, bo pisanie jeszcze nigdy nie szło mi tak lekko i przyjemnie, a zawsze tam, gdzie wstawiam słowo "Loki" szeroko się uśmiecham ;)


"Można oczy zam­knąć na rzeczy­wis­tość, ale nie na wspomnienia."
 ~ Stanisław Jerzy Lec 

  Prosiła, by patrzył w okno, gdy malowała, ale on wciąż z ciekawością na nią spoglądał. Jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto by się zajmował czymś z taką pasją. Tym bardziej, że nie malowała przecież czegoś niesamowitego, jedynie jego  twarz. Co chwila wychylała się zza sztalugi, żeby na niego zerknąć, a potem uśmiechała się triumfująco i nakładała kolejne barwy na płótno.
  Wkrótce na jej policzkach powstała prawdziwa tęcza z farb, bo ilekroć chciała odgarnąć włosy, tyle razy ozdobiła twarz kolejnym kolorem. Przez dłuższą chwilę patrzyła na Lokiego, a potem lekko zagryzła wargi i domalowała coś niepewnym ruchem.
  - Coś nie tak? - spytał, widząc, że przez kilka minut nie namalowała ani jednej kreski.
 - Jakiegokolwiek koloru bym nie użyła, to nie jest kolor twoich oczu. Nie mogę pojąć, dlaczego. Chyba znalazłam już wszystkie odcienie zieleni! To nie ma sensu.
 - Mogę zobaczyć?
 - Nie ogląda się nieskończonych obrazów.
 - Kilka już widziałem.
 - Podobno strasznie tęskniłeś za jedzeniem - podeszła do niego, chcąc go wepchnąć do kuchni, ale gdy tylko go dotknęła stało się coś, co omal nie przyprawiło jej o zawał, a zawał w wieku niespełna dwudziestu lat to nie lada wyczyn. Jej ręka dosłownie przeszła na wylot przez ramię Lokiego, a on pojawił się w zupełnie innym miejscu tuż przed jej nieskończonym obrazem, a potem pstryknął w palce i jego widmo rozpłynęło się.
 -  Jest dobry. Ten obraz - rzekł, jakby codziennie się rozdwajał i teleportował. Lana bez słowa usiadła na brzegu stołu i otwarła szeroko usta.
 - Jak... - wydyszała. - Jakim cudem? - W odpowiedzi posłał jej najbardziej złośliwy uśmiech, na jaki go było stać. - Zjesz śniadanie i znikasz  - oznajmiła i ukryła się w kuchni. Miał wreszcie chwilę, by pomyśleć - od czego zacząć? Heimdall wyczuł źródło Mjolnira niedaleko, ale jak niedaleko? I z której strony zacząć poszukiwania? Przecież nie może tkwić na ziemi w nieskończoność.
 - Lana?
 - Słucham?
 - Czy w Alpenie są jakieś szczególnie ważne miejsca? Świątynie, cmentarze, cokolwiek?
 - Możesz sprawdzić starą kaplicę pod lasem. Byłam tam już kilka razy i nic nie znalazłam, ale może nie widzę tyle, co ty.
 - Może... - powtórzył. Na zewnątrz znów siąpił deszcz.
   Po śniadaniu, tak, jak obiecał, założył swój płaszcz i skierował się ku drzwiom.
 - Dzięki ci za wszystko, Lano - powiedział i niespodziewanie pocałował ją w wierzch dłoni.
 - Nie ma za co - odpowiedziała, rumieniąc się przy tym malowniczo. - Na przyszłość bardziej na siebie uważaj.
 - Będę pamiętał. Żegnaj. - Gdy chwilę potem zamknęła zanim drzwi, była pewna, że miała bardzo realistyczny sen. Ale mimo wszystko sen. Wydawało jej się, że Loki nigdy nie zatrzymał jej na ulicy, nie zasnął na jej kanapie i nie pozwolił się namalować.  A jednak obraz został i był jedynym dowodem na to, że bóg z Asgardu przekroczył próg domu zwykłej śmiertelniczki.

  Loki od razu udał się w stronę lasu, by odnaleźć wskazaną przez Lanę kapliczkę. Nie był pewien, czy coś tam znajdzie, ale od czegoś trzeba zacząć. Znów musiał zmagać się ze zdumionymi, ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Idioci. Czy wszystko, co nie mieści się w normach zasługuje na szydercze szepty i potępiające spojrzenia?

  Ledwie zdążyła wziąć prysznic i ubrać się w białą koszulę i jeansy, do jej drzwi znów ktoś zapukał. Mając cichą nadzieję, że tym razem to nie żaden bóg nacisnęła klamkę i odetchnęła z uglą. Na progu stała rudowłosa kobieta, ubrana w całkowicie ludzki strój.
 - Agentka Romanoff, agencja TARCZA - przedstawiła się, pokazując legitymacje. - Pani Lana Hayes? 
  - Tak, to ja. O co chodzi?
  - Mogę wejść?
  - Proszę - zrobiła agentce przejście w drzwiach i była niemal pewna, że wie o co chodzi.
 - Muszę zadać pani kilka pytań. Agencja TARCZA zajmuje się bezpieczeństwem światowym. Jestem tu z polecenia dyrektora Fury'ego. Otrzymaliśmy sygnał, że wczoraj wczesnym wieczorem w okolicy pojawił się groźny osobnik. Kamery w mieście zarejestrowały wypadek z samochodem, trasę, jaką poruszał się ów człowiek i panią w jego towarzystwie. Zna go pani?
 - Chodzi o... o Lokiego tak? Nie, nie znam go. Zachowywał się nienormalnie, a ja...
 - Uderzyła go pani, widzieliśmy. Co było dalej?
 - Poprosił o schronienie. Padało, było zimno, więc chciałam, żeby mógł się ogrzać i napić czegoś ciepłego. Gdy zamawiałam taksówkę, on zasnął.
 - A gdzie jest teraz? - spytała agentka Romanoff, mrużąc oczy i przyglądając się Lanie podejrzliwie.
 - Nie mam pojęcia. Kazałam mu zniknąć, więc poszedł. Kim on właściwie jest? Chce mi pani powiedzieć, że przenocowałam seryjnego mordercę? - Kobieta uśmiechnęła się z lekką pobłażliwością.
 - Powiedziała pani, że zachowywał się nienormalnie. Poza strojem i włócznią, co to oznacza?
 - Jeśli pani powiem, zamkniecie mnie w psychiatryku. - Usiadła i ukryła twarz w dłoniach.  - On mówił o... o nieistniejących miejscach, przedmiotach wyjętych z mitologii, o nordyckich bogach... Pytałam, czy uciekł z jakiegoś szpitala, a teraz chyba sama powinnam się zbadać.
 - Nie powinna pani - rzekła Romanoff, a Lana spojrzała na nią z czystym przerażeniem.
 - Jestem pewna, że Loki celowo zademonstrował pani swoje zdolności. Tak się składa, że TARCZA dobrze go zna i  nie ma wątpliwości co do tego, że pani nie okłamał. Facet rzeczywiście przybył z drugiego końca kosmosu, rzeczywiście zna kilka dobrych magicznych trików i może z czystym sumieniem nazywać się królem.
 - Co? - tylko to jedno pytanie była w stanie zadać.
 - Od dziś jest pani objęta szczególną ochroną Rządowej Agencji Bezpieczeństwa Światowego. Proszę, to identyfikator, numery i adresy kontaktowe - mówiła, podając jej plakietkę i całe pliki kartek. Lana przejrzała je i jeszcze raz przeniosła wzrok na agentkę Romanoff.
 - Co tu, do cholery, jest grane? I dlaczego jestem pod szczególną ochroną? Loki jest dla mnie zagrożeniem?
 - Możliwe. Facet jest nieobliczalny. Nikt nie wie, co chce zrobić i dlaczego przybył na ziemię, ale na pewno nie ma dobrych intencji.  Gdyby się z panią skontaktował...
 - On szuka Mjolnira. Tak powiedział.
 - To jest prawdopodobne, ale nawet jeśli, to nie tylko jego. On będzie próbował zabić prawowitego następcę tronu.
 - To na ziemi jest ich więcej?
 - Z tego, co wiemy, jest ich przynajmniej dwóch. Loki i Thor. Jeśli się na siebie zezłoszczą, a któryś znajdzie Mjolnir, ziemia może mieć kłopoty. W każdym razie TARCZA sądzi, że Loki będzie się jeszcze kiedyś z panią kontaktował. Gdyby próbował - proszę mu pozwolić, a jeśli się pani czegoś dowie, zawiadomić nas.
 - Chwila! - oburzyła się Lana.  - Mam wpuścić do domu boga z kosmosu, z dwumetrową włócznią i magicznymi zdolnościami, którego w dodatku szuka agencja globalnego bezpieczeństwa?! Przecież może mnie zabić i poszatkować tą swoją bronią zagłady! A jak przyjdzie z Mjolnirem? Ma mnie zabić?
 - Przypominam, że znajduje się pani pod ścisłą ochroną naszej agencji.
 - I co mi to da? Zdążycie na czas będąc dwieście kilometrów od Alpeny? - prychnęła ze złością.
 - Potrafimy być dyskretni. I tylko dlatego nie będzie pani wiedziała, jak blisko jesteśmy. On też nie.
- TO - JEST - BÓG - wycedziła dziewczyna przez zaciśnięte zęby. - Naprawdę sądzi pani, że jakakolwiek ziemska agencja ma szansę z nim wygrać?
  - Już raz nam się udało - uśmiechnęła się ciepło.  - Chyba wychodziła pani do pracy, więc nie będę dłużej zajmować pani czasu. Jeszcze się odezwiemy.  - Kobieta ruszyła do drzwi, ale nim wyszła przystanęła i obróciła się.  - Hayes - powiedziała - czy jest pani spokrewniona z generałem Rogerem Hayesem?
 - Tak - odpowiedziała, spuszczając wzrok. - Generał Hayes był moim ojcem.
 - Był?
 - Zginął dwa lata temu, podczas misji w Afganistanie.
 - Nie wiedziałam... Bardzo mi przykro.
 - Znała pani tatę?
 - Tak. Mieliśmy okazję się poznać. Na pewno jest pani z niego dumna. - Agentka Romanoff uścisnęła jej rękę. Lana przywykła już do tego typu gestów ze strony każdego, kto wspomniał jej ojca, ale wciąż sprawiało to, że czuła ten sam ból, który czuła zaraz po jego śmierci. Wyszła razem ze swoim gościem, a droga do pracy jeszcze nigdy nie wydawała jej się tak niebezpieczna.

3 komentarze:

  1. Wczoraj to wchodziłam na bloga chyba z siedem razy, żeby sprawdzić czy jest rozdział ;) I nareszcie ;)Ok, Czarna Wdowa jest, teraz czekam tylko na Tony'ego ;) I mam nadzieję, że Loki szybko pojawi się znów w życiu Lany ;)

    P.S. Coś widzę, że jak na razie mało masz czytelników - to pewnie spowodowane tym, że mało jest historii o takiej tematyce i mało osób zna tego bloga. Ja nie mam wielu czytelników, ale dodam do polecanych twojego bloga, może akurat ktoś pozagląda i się wciągnie jak ja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć, że się wciągnęłaś :) Będzie Tony, będą Avengersi, bez obaw ;)

      Dzięki, że chcesz pomóc! Postaram się coś zdziałać w kierunku rozpowszechniania tego bloga, może się uda ;)
      Pozdrawiam i dzięki za umieszczenie bloga u siebie!

      Usuń