piątek, 12 października 2012

Rozdział 4

 4.  Lana od strony niekoniecznie poprawnej politycznie ;) Bo czasem dusza artysty bierze górę nad rozsądkiem.


"Nie sen jest naj­gor­szy, naj­gor­sze jest przebudzenie... "
~ Julio Cortázar


 Powiedzieć, że wnętrze domu dziewczyny odbiegało od standardów Walhalli było mocnym eufemizmem. Może i było przytulnie, ale pomieszczenia były niewielkie, okna zasłonięte, na stole leżały farby, w pokoju porozstawiane były różne dziwne obrazy, a na komodzie stał kubek z niedopitą herbatą.
 - Wybacz, mam tu mały bałagan - zaczęła, a on tylko skinął głową.  - Siadaj - wskazała mu kanapę. Dziewczyna zaczęła sprzątać w pośpiechu ze stołu i przestawiać sztalugi pod pustą ścianę, gdzie nie zawadzały.
 - Sama to wszystko namalowałaś? - spytał, przyglądając się obrazowi przedstawiającemu jakiegoś upiora.
 - Sama. To jeszcze nieskończone więc... Och, no jasne, wybacz.  Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty?
 - Przyjmę cokolwiek masz, byle było ciepłe.
 - Jasne.  A jak się właściwie nazywasz? Tak naprawdę.
 - Loki, już mówiłem. A ty? - Przystanęła przed nim i zrobiła dość współczującą minę. To musiał być ciężki stan, skoro wciąż uważał się za przybysza z Asgardu.
 - Lana. Nie zapytam, ile masz lat, bogowie pewnie ich nie liczą, nie? Idę przygotować ci ten twój ciepły napój, Loki. - Parsknęła śmiechem  i zniknęła za drzwiami kuchni. Loki oparł się wygodniej o kanapę. Jeszcze raz zerknął na jej obrazy. Były interesujące - jedne pełne barw i abstrakcyjne, inne ascetyczne i uporządkowane. Gdy tak je obserwował, coraz głębiej odczuwał zmęczenie wynikające z ciężkiej pracy w ostatnich dniach. Nim wróciła, był tak senny, że prawie zapomniał, że ma wypić tę całą herbatę, czymkolwiek była.
 - Dziękuję - powiedział, gdy postawiła przed nim szklankę. Sięgnął po nią niepewnie i syknął, oparzywszy się w palce.
 - Przecież dopiero ci ją przyniosłam, chyba zdawałeś sobie sprawę, że jest gorąca.
 - Nie wiedziałem - warknął za złością, po raz kolejny tego wieczora odczuwając bolesne skutki przebywania w towarzystwie Lany. 
 - Skąd ty się tu wziąłeś? - Pokręciła głową, nie wierząc w to, co się dzieje.
 - Z Asgardu - powtórzył niezmordowanie. - Znikająca włócznia nie była wystarczającym dowodem?
 - Wiesz, to tylko takie sztuczki, jest wielu zdolnych iluzjonistów, którzy gdzieś ukrywają takie przedmioty i...
- No to pokaż mi gdzie ukryłem długą na półtora metra włócznię - skrzyżował ręce na piersi, a ona musiała przyznać, że coś naprawdę jest na rzeczy. Już otwierała usta, by zadać pytanie, gdy zdała sobie sprawę, że to nie ma sensu. To jakiś obłęd, jakiś eksperyment społeczny. Albo dobry żart i tak nielicznych znajomych.
 - To nieważne -rzekła w efekcie.  - Masz gdzie spać, synu Asgardu? Zamówić ci taksówkę? A może masz gdzieś na ziemi rodzinę?
 - Nie. Ale poradzę sobie.
 - Więc... więc zamierzasz się szwendać po ulicach całą noc?
 - Mam swój cel w przybyciu na ziemię. Powiedz, czy zdarzyło się w tym mieście coś niezwykłego? Coś, czego ludzie się nie spodziewali i nie potrafią zrozumieć?
 - Tak. Wybudowali nam kręgielnie, a tego raczej nikt się nie spodziewał  - odparła bez zastanowienia.
 - Co? - Wytrzeszczył na nią oczy.
 - Kręgielnia. Kręgle, kule... nigdy w to nie grałeś?
 - Nie.
 -  Może jak poczujesz się trochę lepiej to zagramy.
 - A poza tą... kręgielnią... wydarzyło się coś, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej? - dopytywał się, a ona sama była coraz bardziej ciekawa, o co pyta. 
  - Chyba nie. Tutaj nigdy się nic nie dzieje.
 - Trudno. Będę musiał szukać gdzie indziej.
 - Szukać czego?
 - Mjolnira - odrzekł, a Lana zachłysnęła się herbatą. Gdy odzyskała już oddech spojrzała na niego z mieszaniną przerażenia i rozbawienia. Facet miał niebywałą wyobraźnię.
 - Ty... ty masz na myśli ten mityczny młot Thora? 
 - Tak, właśnie ten. Słyszałaś o nim? - Zaczął się w nią intensywnie wpatrywać. Już miała odpowiedzieć, gdy uderzyło ją coś, czego wcześniej nie dostrzegła. Może był lekko bezczelnym czubkiem, ale miał naprawdę piękne oczy. Głębokie, przejmująco zielone i błyszczące. Nigdy wcześniej nie spotkała się z tak niesamowitym kolorem tęczówek.
 - No... znam się trochę na mitologii. - Zupełnie bezwiednie wpatrzyła się w niego i dopiero teraz oprzytomniała. - Pij tę herbatę, chyba już wystygła. A ja pójdę na górę i zadzwonię po taksówkę. Pojedziesz sobie, gdzie będziesz chciał, może być nawet Asgard. - Szybko wstała od stołu i zniknęła na schodach. Loki podniósł do ust szklankę z herbatą. Może i nie był to nektar ani asgardzkie wino, ale też była dobra. Problem w tym, że senność, mdłe światło, ciepło i nieszczęsna herbata dały natychmiastowy efekt zasypiania. Odstawił pustą szklankę na blat i przymknął oczy tylko na chwilę. Ale tu było tak dobrze, tak przyjemnie...
 -... i proszę ją przysłać za kwadrans na róg 3rd Ave i...  o nie. - Lana rozłączyła się, gdy tylko zobaczyła śpiącą postać. Zrobiła kila szybkich kroków w jego stronę i już była gotowa potrząsnąć jego ramieniem, gdy tknęło ją sumienie. Chyba nie jest niebezpieczny  - pomyślała. Dlaczego miałaby pozwolić mu tułać się w tak ponurą noc po ulicach? Gdyby chciał ją okraść lub napaść miałby już okazję.
 - Szlag by cię trafił - zaklęła szeptem, po czym rzuciła na niego koc  i zgasiła światło, zostawiając go samego.

    Sen był niespokojny. Zły i pełen bólu. Ktoś wciąż go atakował, związywał ręce za plecami i śmiał się głośno, podczas gdy on, Loki, pozbawiony mocy nie mógł nic zrobić. Wiedział instynktownie, że ci, którzy go związali to Odyn i Laufey. Dwaj dawni wrogowie zjednoczyli się przeciw niemu. Czołgał się do któregoś z nich, prosił, by go rozwiązał, ale tylko śmiech stawał się  coraz głośniejszy i bardziej nieludzki. Bolało, och, jak to strasznie bolało. Żal przecinał mu skórę i palił nerwy, bezradna wściekłość wkradała się w każdą komórkę ciała. Loki cierpiał i nikt nie przybywał mu z pomocą, a przecież ból stawał się coraz bardziej dotkliwy. Musiał walczyć, musiał się wyzwolić! Już sięgał po włócznię, już nią celował i...
 - Co ty wyprawiasz?! - Całkowicie realny krzyk postawił go na nogi. Zupełnie znikąd miał w dłoni swoją włócznię i celował nią w przestrzec, a kilka metrów od niego stała przerażona Lana. Przez zasłony w oknach wpadało już blade światło, co oznaczało, że musiał nastawać świt. Zerknął na włócznię w i swoją zaciśniętą pięść, a potem na przerażoną twarz dziewczyny.
  - Przestraszyłem cię - stwierdził beznamiętnie.
 - No coś takiego! - zakpiła.  - Ale nie przejmuj się,  kto normalny boi się obcych psychopatów z wielką włócznią w dłoni?!
 - Nie zrobiłem tego celowo.
 - Chcesz mi powiedzieć, że TO pojawiło się w twojej ręce przypadkowo, tak?
 - Miałem zły sen, moja moc zareagowała instynktem.
 - Świetnie. Oby następna osoba, u której będziesz spał, dowiedziała się o tym instynkcie zanim cię przenocuje - rzuciła gniewnie i usiadła na fotelu naprzeciwko niego, a potem zaczęła nerwowymi ruchami czesać włosy.
 - W takim razie dziękuję ci za schronienie, Lano. Już znikam. - Uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie dosięgnął oczu. Nie takim go zapamiętała z wczoraj. Na ten wyraz twarzy przeszedł ją dreszcz. Wyglądał jak typowy "zły bohater" z kreskówek dla dzieci.
  - Dokąd właściwie pójdziesz?
 - Muszę odnaleźć Mjolnir. Zacznę go szukać.
 - Nie wierzę - oboje wstali w tym samym momencie. On, zbierając się do wyjścia, ona by dobitniej mu wytłumaczyć, że chyba postradał rozum. - Ty wciąż nie wydobrzałeś? Dalej chcesz biegać po tęczy z magiczną włócznią i szukać mistycznych młotów? Dobra, może i masz oryginalny kostium i znasz nieprzeciętnie dobre sztuczki, ale coś takiego jak Asgard, Mjolnir i bogowie nie istnieje, rozumiesz?
 - Jasne. Wy, ludzie, jesteście wszyscy tacy sami. Zamykacie cały świat w tym, co wam znane, i nigdy nie wyjdziecie ze swojego zaścianka. Boicie się tego, co może przedstawić wam wszechświat. Boicie się wszystkiego, czego nie znacie. - Uśmiechnął się kpiąco. Lana słuchała go, ale przede wszystkim odezwał się w niej instynkt malarki - Loki wyglądał fascynująco, gdy się złościł.
 - Pozwól mi się namalować - powiedziała, a Loki zdębiał.
 - Proszę?
 - Pozwól mi się namalować. Potraktuj to jako zapłatę za nocleg. 
 - Nie mam zbyt wiele czasu. Prawdę mówiąc wolałbym...
 - Siadaj. - Bez pytania posadziła go przy oknie. - Popatrz sobie na las, a ja postaram się szybko skończyć, dobrze?
 - A ja za ten czas umrę z głodu...
 - Och, cicho! Jak skończę zrobię ci śniadanie. A teraz proszę, żebyś się nie ruszał.

4 komentarze:

  1. Miło, że tak szybko dodajesz rozdziały - to chyba przez ten zapał spowodowany nowym pomysłem i chęcią podzielenia się nim ;) Miałam tak samo ale po 20 rozdziałach lekko się wypalił i teraz nie mam tyle sił i chęci do pisania. Mam nadzieję, że u Cb będzie inaczej, bo to naprawdę ciekawa historia, pierwsza tego typu z jaką się spotkałam ;) Co do rozdziału to oczywiście bardzo dobry, jak wszystkie poprzednie ;) Zyczę ci żebyś utrzymała ten poziom na stałe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam sporo notek w zapasie ;) Napisałam już chyba 12 rozdziałów, tylko publikuję je w równomiernych odstępach. Ta historia raczej mi się nie znudzi, a to z tego prostego powodu, że darzę samego Lokiego absolutną miłością ;) Miło mi niezmiernie, że Ci się podoba i udzielasz się na blogu ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hej ja też prowadzę bloga. Co prawda nie jest tak dobry, ale warto przeczytać. Zapraszam: "Dzieje Merit".

    OdpowiedzUsuń