środa, 10 października 2012

Rozdział 3

 3. Poznajemy moc dziewczęcych pięści,sceptyczne spojrzenie współczesnych ludzi na szmaragdowe płaszcze  i wybuchające silniki w samochodach. Jednym słowem - tak właśnie wygląda życie Lokiego na Ziemi.


"A każdy krok na moście, który mu­simy przejść by się spot­kać, przyb­liża nas do siebie."
  ~ Richard Bach

Następnego dnia przed główną bramą pałacu zebrało się dwunastu wojów z Rady i sam król. Dał im instrukcje, żeby rozdzielili się i szukali z pomocą magii i wiedzy śladów Mjolnira na Ziemi.
 - Młot może być wszędzie. Wszechojciec strącił go przez portal, by odnalazł go ten, kto jest godny posiąść moc Thora. Nie poddawajcie się! Szukajcie go, choćby miało wam to zająć miesiące. Mjolnir daje nam pewne zwycięstwo w wojnie, a poza tym nasi ludzie zdążą się w tym czasie dobrze przygotować. Czy jesteście gotowi do drogi?
 - Tak, panie! - odrzekli chórem i pognali w stronę portalu z okrzykiem na ustach. 
 - Do zobaczenia wkrótce, matko - zwrócił się do Friggi, która przyglądała mu się uważnie.
 - Mam nadzieję. Rozesłałeś ich po całym świecie, tak? A przecież Heimdall mówił, że moc młota wyraźnie promieniuje z miejsca, gdzie leżą Stany Zjednoczone Ameryki. 
 - I właśnie tam się wybiorę. Wysłałem ich do różnych części świata, bo chcę, by przeszukali wszystkie możliwe miejsca. Nikomu nic nie powinno się stać, podzieliłem ich parami.
 - Ale ty wyruszasz w podróż sam - zauważyła, mrużąc podejrzliwie oczy.
 - Zawsze wszystko wolałem załatwiać sam. Do widzenia, mamo. - Pocałował dłoń kobiety, po czym wsiadł na swego wielkiego, czarnego rumaka i popędził prosto do portalu. Pędził przez tęczowy Bifrost z uśmiechem - jeszcze tylko Mjolnira brakowało mu do pełni szczęścia. Z nim pokona Laufeya naprawdę, nie tak, jak się umawiali. Będzie panował w Asgardzie i na tronie Lodowego Królestwa. Będzie tak, jak być powinno.
 Koń zatrzymał się przed samym wejściem do portalu.
 - Dokąd, panie?  - spytał Heimdall.
 - Do źródła mocy Mjolnira, Heimdallu.
 - Nikt z nas nie wie, gdzie ono się dokładnie znajduje.
  - Ale potrafisz mnie wysłać do miejsca, gdzie ono się mniej więcej mieści, prawda? - Nie czekając na odpowiedź ustawił się w odpowiednim miejscu portalu, a Heimdall wbił swój miecz w magiczny postument i Loki natychmiast zniknął w tunelu porażająco jasnego światła.
 

***

 Upadł na twardy grunt w cieniu drzew, które właśnie traciły pierwsze liście, zaklął pod nosem i wstał, otrzepując płaszcz. Wystąpienie godne króla, nie ma co. Rozejrzał się - na północ od niego widniał zarys jakiegoś miasteczka, nad którym zbierały się deszczowe, ołowiane chmury. Nie miał pojęcia, dlaczego właśnie tutaj miałby spaść Mjolnir, bo miejsce nie było z pewnością ani znane, ani reprezentatywne, jak się okazało, gdy godzinę później dotarł do miasta.
 Siąpiący deszcz spływał bo ścianach niskich domków i lekko pordzewiałych szyldach sklepów. Co jakiś czas stary samochód przejeżdżał ulicą, od czasu do czasu gdzieś trzaskały drzwi. Przechodnie oglądali się za nim i przystawali, otwierając usta ze zdziwieniem - nieczęsto spotyka się na ulicy dorosłego faceta ubranego w długi, czarny kombinezon, złote naramienniki, zarękawia,  z włócznią w dłoni i obszernym, szmaragdowym płaszczu.
 Loki spoglądał na nich z wyższością, wcale a wcale nie przejmując się tym, że uważają go za świra. Miał o ludziach swoje zdanie - słabe jednostki, niemal podgatunek istot myślących. A jednak wszystko wskazywało na to, że będzie musiał skorzystać z ich pomocy - robiło się zimno, deszcz padał coraz mocniej, a wiatr targał jego peleryną z coraz większą zawziętością.
 Pierwsze latarnie zapaliły się z niemrawym  pobrzękiwaniem, a na ulicy zapadała senna cisza. Zobaczył tylko parę starszych państwa mijających go w pośpiechu i im zdążył otworzyć usta, wzrok starszej pani powiedział mu, że to nie jest najlepszy wybór.
 - Świetnie  - sarknął i kopnął ze złością pustą puszkę po piwie. Przeszedł jeszcze kilkadziesiąt metrów, gdy w migającym świetle latarni pojawiła się nadzieja ubrana w beżowy, elegancki płaszcz. Kobieta, jak sądził po jej sylwetce, nie zauważyła go, więc przyśpieszył kroku i niespodziewanie złapał ją za ramię i spróbował obrócić. - Jestem... - zaczął, ale nie dane było mu skończyć, bo dziewczyna wyprowadziła mu mistrzowski prawy prosty w szczękę, a chwilę potem kopnięciem wytrąciła mu z ręki włócznię.
 - Oszalałaś?! - wykrzyknął oburzony, rozmasowując bolące miejsce. 
 - Ja? - spojrzała na niego z miną wyrażającą najszczerszy szok.  - Czy ja zwariowałam? To ty masz na sobie strój sprzed potopu świata i chciałeś mnie zabić włócznią!
 - Chciałem tylko o coś zapytać, droga pani - rzekł, po czym wyprostował się i spojrzał na nią z góry. Miała długie miedziano-blond włosy i ładne szare oczy, była sporo niższa i budowy tak drobnej, że nie sposób było ją podejrzewać o tak silne ciosy. - Może od początku... Jestem Loki,  syn Odyna, przybywam z Asgardu.
  - Z jakiego szpitala uciekłeś? - spytała, mrużąc oczy, ale zignorował ją.
 - Gdzie właściwie dotarłem?
 - Do Alpeny w stanie Michigan - odpowiedziała bezbarwnie, nie spuszczając wzroku z Lokiego.
 - Czy mógłbym znaleźć dziś schronienie w twoim domu? - Dziewczyna parsknęła śmiechem, uznając to za wyborny żart. Po chwili jednak domyśliła się, że mówił poważnie.
 - Nie mam w zwyczaju gościć czubków z prehistorii.
 - Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy - zapewnił, choć efekt popsuł fakt, że właśnie w tym momencie podniósł swoją włócznię z ziemi. 
 - A ja nie mam zamiaru wpuścić się z tym do domu.
 - W porządku - rzekł niecierpliwie i przesunął dłońmi po trzonie włóczni, a ona... po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Dziewczyna otwarła szeroko usta i przeniosła zlęknione spojrzenie na Lokiego.
 - Co z nią zrobiłeś?  - Wzruszył ramionami.
 - Powiedziałaś, że nie wpuścisz mnie z nią do domu.  - Przez dłuższą chwilę dziewczyna tkwiła w szoku, ale uznała, że nie może tak po prostu zostawić na ulicy czubka, który nie ma gdzie spać, nie wie, gdzie jest i w dodatku zna całkiem niezłą magiczną sztuczkę.
  - Dobra, chodź. Ale robię to tylko dlatego, że prawie złamałam ci szczękę. Mieszkam niedaleko, róg 3rd Ave i Lockwood Street.
 - Wspaniale. - Poszedł za nią, z dezaprobatą mierząc spojrzeniami wystawy sklepowe i nieudolne graffiti. Więc tak żyją ludzie? Żałosne. Dziewczyna nagle zatrzymała się, ale jemu nie przyszło do głowy, by zrobić to samo. I właśnie dlatego chwilę potem wieczorną ciszę przeciął potworny pisk opon i huk dobiegający spod maski samochodu. To, co Lana zobaczyła, przechodziło ludzkie pojęcie. Facet przeszedł na czerwonym świetle, a gdy dosięgnęło go światło reflektorów machnął ręką, a silnik... dosłownie wybuchł.
 - Jasna cholera! - zaklął kierowca, wyskakując z wozu, a ona szybko podbiegła do nowo poznanego czubka i pociągnęła go za łokieć.
 - Z choinki się urwałeś?! Pierwszy raz widziałeś sygnalizację świetlną?!
 - W Asgardzie...
 - Tak, wiem, w Asgardzie latacie na smokach i jednorożcach, ale w Alpenie obowiązują zasady spoza psychiatryka, rozumiesz?
Kwadrans później stali już przed niewielkim, niebieskim domkiem na skrzyżowaniu dwóch uliczek. Lana pierwsza wspięła się po schodach i przekręciła klucz w zamku.
 - Wchodź, przybyszu z kosmosu. Tylko tym razem pamiętaj, że znajdujesz się na ziemi - powiedziała i otwarła przed nim drzwi.

5 komentarzy:

  1. Ciekawe, nie powiem. Akcja się rozwija. Zobaczymy co też wydarzy się w mieszkaniu nowej znajomej Lokiego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie przynudzam ;) Akcja pomiędzy Laną i Lokim się rozwinie, więc jeśli cierpliwie będziesz czytać, doczekasz się... "fajniejszych" rozdziałów ;)

      Usuń
  2. Jak to czytałam to jedno JEDYNE słowo zakuło mnie w oczy OTWARAŁA jak ja nie cierpię jak ktoś tak pisze...
    Ale co do rozdziałów, które do tej pory przeczytałam to są boskie :)
    Pozdro _PattyR5_

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dawna nie czytało mi się tak dobrze fanfika o Lokim. 5/5

    OdpowiedzUsuń