8. Avengers part 1. Oprócz tego sporo filozofii życiowej i sprzeczności między tym, co ziemskie i tym, co wzięło się z Asgardu.
"Jako rodzice zawsze musimy mieć skrzydła wystarczająco duże, aby otoczyć nimi dzieci i osłonić je przed krzywdą"~Jonathan Caroll
Wezwania przyszły równie niespodziewanie, jak ostatnio. Właściwie, jak za każdym razem. W jednej chwili zostali wezwani do głównej siedziby TARCZY i stawili się w ciągu godziny. No, może z wyjątkiem Tony'ego Starka, który oznajmił, że na tak wyjątkową okazję musi kupić garnitur od bardzo znanego projektanta, co zajęło mu kilka godzin. W końcu zjawił się jednak i rozsiadł w pozie iście królewskiej, ku jego zgorszeniu, obok Steva Rogersa.
- Nareszcie - skwitował jego przybycie dyrektor Fury.
- Też się stęskniłem - odrzekł Stark, kwitując opryskliwe "nareszcie" uśmiechem olśniewająco białych zębów.
- Latka lecą, co? - drażnił się dalej Fury.
- Och, to nawet widać. Nie patrz na MNIE. Miałem na myśli TWOJE nowe zmarszczki - znów posłał mu swój firmowy uśmieszek.
- Twoje zdjęcie powinno zawisnąć na Stark Tower - zażartował Hawkeye.
- Też tak sobie pomyślałem. Chciałem walnąć swoją wielką buźkę na samym szczycie wieżowca, ale Pepper* była przeciwna...
- Do rzeczy - upomniał ich Fury, choć cała dyskusja zaczynała go bawić. - Mamy coś do załatwienia. - Wcisnął guzik w pilocie i na ścianie pojawił się ekran plazmowy, ukazujący kilka wykresów i mnóstwo cyfr. - Nasze czujniki zarejestrowały wzrost ogromnej mocy elektrycznej, kilka dni temu w okolicach Alpeny i kilka podobnych, mniejszych w różnych częściach świata, a to oznacza że...
- Znów przybyli moi wierni fani z kosmosu - wciął się Tony. Padło na niego pięć rozbawionych spojrzeń i jedno zgorszone. To ostatnie należało do heroicznego Kapitana Ameryki, rzecz jasna.
- Dokładnie tak. Tak konkretnie to wiemy, że odwiedził nas Loki.
- I co? - przerwał Banner - Znowu chce ukraść Tesserakt? Za mało dostał ostatnim razem?
- Nie - odpowiedziała mu agentka Romanoff. - Tym razem nie potrzebne mu źródło energii. Władzę już ma, został królem. On szuka Mjolnira.
- Oho - Fury znów zabrał głos - cały problem w tym, że nie wiemy, po co mu Mjolnir.
- I jak zamierza podnieść młotek, którego nie uniesie sam Hulk Hogan. No wiecie, tylko Thor może go dobyć i tak dalej... - dodał Stark.
- To akurat mało istotne. Może Loki wcale nie chce go podnosić, może chce go użyć inaczej i wie, jak to zrobić. My tylko musimy dotrzeć do Mjolnira szybciej niż on, a najlepiej oddać go właścicielowi.
- Thora nie będzie trudno znaleźć - rzekł od razu Rogers - Daję głowę, że jest u Jane Foster.
- Wchodzę w to!- krzyknął Stark. - A jak go tam nie ma, dajesz głowę, pamiętaj. - Fury ukrył twarz w dłoniach. Gdy projekt Avengers powstawał, powiedziano mu, że będzie pracował z poważnymi ludźmi o szczególnych uzdolnieniach, nie z bandą tumanów.
- No a wiemy chociaż gdzie szukać Lokiego? - spytał Banner, notując coś w swoim notatniku.
- Alpena, stan Michigan, róg 3rd Ave i Lockwood Street, niebieski ładny domek z małym ogródkiem - odparła zaraz agentka Romanoff.
- Dobra jesteś - pochwalił ją Stark - Adres z dokładnością do ogródka, super. A potrafisz podać gatunki roślinek żyjących przed domem? - W sali rozbrzmiał śmiech.
- Stark, dość - upomniał go Fury. - Skupmy się na Lokim i na tym, co mamy do zrobienia. Pewnie się ucieszycie, jak wam powiem, że znowu będziecie narażać życie, pracując dla TARCZY? Nie? No i trudno. W każdym razie teraz wszystkie swoje siły koncentrujemy na odnalezieniu Thora i Mjolnira. Banner, przygotuj sobie laboratorium, dowiedz się, kto przybył tu z Lokim i gdzie może przebywać, Stark, lecisz do Puente Antiguo, masz znaleźć panią Foster i spróbować ściągnąć tu Thora, Romanoff, Rogers i Barton zajmiecie się bezpieczeństwem mieszkańców Alpeny. Do roboty!
***
Następnego ranka Loki czuł się nieco lepiej. Właściwie na tyle dobrze, by wypytać Lanę o jej styczność z TARCZĄ. Dowiedział się, że odwiedziła ją Natasha Romanoff i co jej powiedziała, a także że dostała od nich legitymację ochronną. Bardzo przydatne, gdyby chciał dotrzeć do ich siedzimy. Zaczął się zastanawiać, czy to jeszcze skrajny kretynizm TARCZY czy już nieudana pułapka.
- Na twoim miejscu nie ufałbym im - powiedział Loki, gdy Lana wróciła z pracy.
- Oni mówią to samo o tobie.
- Bo chcą cię wykorzystać przeciwko mnie.
- A ty oczywiście nie chcesz wykorzystać mnie przeciw nim? - Pytający ton w tym wypadku był tylko ironią.
- Niezupełnie. Bardziej skłoniłbym się ku stwierdzeniu, że sam cię potrzebuję.
- Tyle też wiem. - Spojrzała na niego, jak podejrzliwie przyglądał się herbacie, a gdy stwierdził, że już ostygła, ostrożnie wziął łyk. - Widzę, że nauczyłeś się już czegoś o ziemskich prawach fizyki.
- Trudno, bym się nie nauczył. Jestem bogiem, a więc jestem trochę bardziej pojętny, niż ludzie.
- Przeciętny człowiek od wczesnego dzieciństwa wie, że nie należy pić gorącej herbaty.
- Ciekaw jestem, czy przeciętny człowiek wiedziałby, jak się podaje boski nektar - sarknął z niezadowoleniem. Nie lubił, gdy się z niego naśmiewała, co ku ogólnej zgrozie, robiła dość często. Nie, żeby było go to w stanie wyprowadzić z równowagi, w końcu sztukę władania nad swoimi emocjami opanował do perfekcji, ale czasem po prostu nie rozumiał ziemskiego poczucia humoru.
- Przyszło mi do głowy pewne pytanie - rzekła niespodziewanie Lana. - Skoro potrzebny ci Mjolnir, to dlaczego nie poprosisz Thora o pomoc? Przecież to twój brat. Też jest bogiem.
- Ja nie proszę o pomoc, gdy nie jest to absolutną koniecznością. Poza tym Thor nigdy nie pomógłby mi w celu, który przed sobą postawiłem. I nie jest moim bratem.
- Ale w każdej książce o mitologii...
- W każdej książce o mitologii przeczytasz to, co wiedział autor, co wam przekazali wikingowie. Thor nie jest moim bratem, a Odyn nie jest moim ojcem.
- Więc kto?
- Laufey - warknął z taką złością, że dziewczyna skuliła się w fotelu.
- Więc królem Asgardu nie jest Odyn, ale...
- Teraz ja jestem królem Asgardu, a przede mną faktycznie był nim Odyn. I jeśli zastanawiasz się, dlaczego wobec tego odziedziczyłem tron, to odpowiedź brzmi: przez oszustwo. Nie, nie moje. Odyna i Friggi. Przez całe moje życie utrzymywali, że jestem ich dzieckiem, że tak, jak Thor narodziłem się w Asgardzie i mam do korony takie samo prawo. Prawda jest taka, że jestem synem Laufeya, urodziłem się na Jottunheim i nie miałbym prawa zasiadać na tronie Asgardu, gdyby nie wypędzono z niego Thora. - Lana słuchała z ciekawością, choć brzmiało to bardziej, jak powieść przygodowa, niż czyjś rzeczywisty życiorys.
- Przykro mi - powiedziała, wpatrując się w niego ze współczuciem. I tego już nie zniósł. Nienawidził, gdy ktokolwiek patrzył na niego w ten sposób. Nie zasługiwał na takie traktowanie! Był bogiem, królem i wojownikiem, nie zapłakanym dzieckiem.
- Nigdy więcej nie kłam, nawet jeśli w waszym świecie przyjęte jest to za normę.
- Naprawdę mi przykro. Musisz czuć się samotny, skoro... uważasz, że nie masz rodziny.
- Samotny? - roześmiał się okrutnie. - Ja nigdy nie czuję się samoty. Nie potrzebuję nikogo i niczego. Jestem samowystarczalny, mam władzę i siłę, a to wystarczy, bym uważał wszystkich za nic niewartych.
- Może gdybyś władzy i siły miał trochę mądrości, potrafiłbyś szanować Odyna i Friggę. Oni cię wychowali. A twój ojciec, Laufey... Jeśli nie wie, że jego syn żyje, za co go potępiasz? Twoi ojcowie zasługują na docenienie.
- Docenię ich z całą pewnością - na jego wargi wpełzł straszny, zimny uśmiech. - Tyle, że nie tak, jak się tego spodziewają. Docenię ich w walce, pokażę im, co zrobili. Co stworzyli mieszając cechy Giganta Lodu ze stalowym wychowaniem w królestwie wojowników. Karą, za to, co stworzyli będzie ich śmierć! - uderzył pięścią w blat stołu, a dziewczyna poczuła nie tyle strach, co przejmujący żal. Sama nie miała rodziców, przeżyła nawet śmierć jednego z nich, więc tym bardziej bolały ją te słowa.
- I co, to jest ten twój genialny plan? Zabić ich?
- Sprawić, by Odyn zapłacił za całe lata oszustw, a Laufey za to, że nigdy mnie nie szukał! Oto jest mój plan!
- A co da ci ich śmierć?! - dziewczyna zerwała się z fotela z wściekłością. - Zostaniesz całkowicie sam, rozumiesz?! - On również zerwał się z kanapy, by się z nią zrównać.
- Już ci mówiłem, że nikogo nie potrzebuję!
- Ach tak? I nie czułeś się lepiej, kiedy budziłam cię z koszmarów? KTO będzie to robił, gdy na świecie nie zostanie już nikt, kto cię kocha? - syczała, każde słowo polewając bolesną dawką jadu. W Lokim wezbrała taka wściekłość, że wszystkie szklane przedmioty w domu zatrzeszczały niebezpiecznie.
- Mnie się nie kocha, mnie się szanuje, rozumiesz? - zbliżył się do niej na odległość nie większą niż dwa centymetry, by mogła z bliska zobaczyć nienawiść do miłości, wymalowaną na jego twarzy. Nienawiść do miłości... swoją drogą jakże absurdalnie to brzmi.
- Może i masz trochę racji - odezwała się urażonym tonem. - Twoi rodzice powinni zostać ukarani za to, że nigdy nie nauczyli cię kochać.
- Och, nie nauczyli mnie kochać, wzruszające - zakpił. - Czy to nie wy, śmiertelnicy, twierdzicie, że miłość jest nieodzownym elementem ludzkiego życia i nikt nie musi się jej uczyć, bo ona po prostu jest? - W tej chwili tak go śmieszyła jej patetyczna papka słów, że ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Prawie masz rację. Tylko że od początku z człowiekiem jest miłość, a miłość to tylko uczucie. Kochanie to zdolność wykorzystania tego uczucia. Pomyśl czasem, nie skupiając się wyłącznie na twojej bezsensownej sile, bo siła bez wiedzy nie jest niczym innym, niż pudełkiem bez zawartości. - Wyrecytowała i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
__________________________________
* Pepper Potts - ukochana Tony'ego Starka, a za razem jego sekretarka i współpracownica.
Hmmmm, uwielbiam Lokiego wytrąconego z równowagi.Myślę, że z czasem dotrze do niego sens słów Lany i zrozumie jak puste do tej pory było jego życie. I oczywiście Tony: och, ach i ech ;) Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńWariaci zawsze są najpiękniejsi w szale, a nie ukrywajmy, że z Lokim nie wszystko w porządku ;p
UsuńStark? Jego się nie da nie wielbić ;)
Loki *.*
OdpowiedzUsuń