1. Wprowadzenie do kolejnego świata, który zamierzam opisać. Ci, którzy oglądali Thora, będą wiedzieli, o co chodzi, ci, którzy nie oglądali, dla własnej przyjemności powinni obejrzeć ;) Dla tej drugiej grupy osób powstanie galeria bohaterów i słowniczek. Przypomnę raz jeszcze : opowiadanie w większości opiera się na filmie, nie na mitologii nordyckiej.
"Są duże i małe wojny. Te duże zmieniają świat, te małe człowieka. "
~Olga Tokarczuk
Świt właśnie wschodził. Złote promienie prześlizgiwały się wdzięcznie między kolumnami Walhalli, oświetlając marmurowe posadzki i najpiękniejsze perłowe zdobienia. Powiewy ciepłego wiatru wpadały łagodnie to przepastnej sali, pośrodku której wznosił się złoty postument z okazałym tronem. Pierwsze światło dzienne oświetlało twarz młodego boga - jasną skórę, długie, hebanowe włosy zaczesane starannie do tyłu, wąskie usta i przenikliwe, pełne głębi szmaragdowe oczy, otoczone kurtyną długich, czarnych rzęs. Mężczyzna ma zaciśnięte wargi i spogląda w zamyśleniu przed siebie. Palce kurczowo zaciska na swej włóczni. Przez jego głowę przebiegają setki myśli, często sprzecznych i absurdalnych. Asgard winien gotować się do wojny, a przecież on, Loki, nie może walczyć z Jotthunami, którzy pomogli mu w zdradzie. Jeśli jednak nie podejmie walki, poddani zechcą zrzucić go z tronu, ktoś odnajdzie Thora i sprowadzi go, a on, jako prawowity władca, jako pierworodny syn, zrzuci Lokiego z tronu. Tak nie może być.
Panującą w całym zamku ciszę przerwały czyjeś lekkie kroki. Przez główne wejście przeszła kobieta o długich, jasnych włosach i pięknych, ciepłych oczach, ubrana w zwiewną szarą suknię.
- Nie śpisz już? - spytała, uśmiechając się łagodnie do swojego przybranego syna. - Coś cię trapi...
- Wiem, jaka jest sytuacja - odrzekł zupełnie innym, lodowatym głosem Loki. Niby patrzył na matkę, ale wyglądał, jakby spoglądał na obcą sobie kobietę. - Kraj wkrótce czeka wojna. Ojciec nie obudzi się do tego czasu, Thor przebywa na wygnaniu, a ja zostałem sam.
- Wiesz, że nasze wojska są ci oddane tak samo, jak twojemu ojcu. Pójdą na wojnę, jeśli im rozkażesz.
- A jeśli źle ich poprowadzę? Nie ku zwycięstwu, ale prosto na pojmanie? - Zacisnął usta jeszcze mocniej, jakby bał się, że powie o słowo za dużo.
- Czego się boisz, Loki? - spytała Frigga, zbliżając się do niego i kładąc ciepłą dłoń na jego ramieniu. Musiał się kontrolować, by powstrzymać wzdrygnięcie. Do niej też miał żal. Przez całe życie matkowała mu, a nigdy nie wyjawiła prawdy. Wiedziała. Wiedziała, że nie jest jej synem i milczała przez tyle lat...
- Czego się boisz? - powtórzyła. - Boisz się przegranej, czy samej wojny?
- Boję się błędów, matko - odparł stanowczo. - Na moich barkach spoczywa ciężar władzy i to od moich rządów zależy, czy Asgard nie straci nigdy swej świetności. A jeśli zawiodę? Przecież nie mam w sobie krwi Odyna, ani Thora, ani żadnego z rodzimych Asgardczyków, prawda? - parsknął śmiechem.
- Nie mów tak. Żyłeś tu i tutaj dorastałeś, jesteś jednym z...
- Jednym z was? Widzisz? Wciąż dzielisz ten świat na was i mnie! - Wstał z tronu i przeszedł przez salę, ku wyjściu.
- Loki! - zawołała za nim Frigga, a w jej głosie brzmiała rozpacz.
- Nie będę więcej o tym rozmawiał. Dziś zwołam radę starszych. Niech zdecydują, czy powinniśmy się zbroić.
- Synu, proszę cię! - podbiegła i spróbowała złapać go za rękę. Jedynym, co wyczuła pod palcami była nieludzko zimna skóra. Loki zmierzył ją zimnym spojrzeniem i uniósł kąciki ust w drwiącym uśmiechu. - Co się z tobą stało? - wyszeptała przerażona kobieta. - Nie jesteś taki, jak dawniej.
- Bo nic nie jest takie, jak dawniej.
- Zmieniłeś się, odkąd dowiedziałeś się prawdy o swoim pochodzeniu. To nie ma znaczenia, kochanie. Nie ma znaczenia, rozumiesz? - Bez słowa patrzył, jak jej oczy napełniają się łzami. - Odyn i ja kochaliśmy cię przez całe życie i nadal będziemy kochać. Jesteś naszym synem - wycedziła, potrząsając jego ramionami. Jeszcze miesiąc temu ten smutek w głosie matki wstrząsnąłby nim do głębi. Być może nigdy nie miał dobra w naturze, ale czuł więcej, znacznie więcej niż teraz.
- Nie mogę myśleć o miłości i sentymentach, gdy moje królestwo mnie potrzebuje - oznajmił bezbarwnym tonem i wyszedł na taras, a następnie zadął w róg, by zwołać radę.
W samo południe w sali obrad zebrało się dwunastu najdzielniejszych wojów zamieszkujących Asgard. Wpatrzyli się w swego króla z oczekiwaniem. Loki dobrze wiedział, że są wśród nich tacy, którzy mu nie ufają, a może nawet sądzą, że ma coś wspólnego z tym, że Odyn zapadł w tak twardy sen. Nie była to przecież jego wina, nie planował tego, ale skoro tak się złożyło - to dobrze, że objął tron.
- Zebrałem was tu, bo potrzebuję waszej rady - zaczął król. - Jak wiecie Thor, nim został wygnany, rozpoczął wojnę z Jotthunami. Nad Asgardem zawisły ciemne chmury, a ja muszę podjąć decyzję, co robić dalej, jakie kroki podjąć.
- Czy otrzymałeś już jakieś wiadomości z Jottunheimu, panie?
- Nie, lecz jestem pewien, że wkrótce je otrzymam. I to nie takie, jakbym sobie życzył.
- Więc sugerujesz, że powinniśmy napaść na Jottunheim zanim on napadnie na nas?
- Pytam was o radę i zwracam się z tym pytaniem do wszystkich: czy zamierzacie czekać, czy walczyć? Czy zamierzacie pokazać, że mamy nad nimi przewagę?
- Ale czy rzeczywiście ją mamy, panie? Czy liczebność naszych wojsk nie jest mniejsza niż liczba Gigantów Lodu?
- W liczbie jesteśmy sobie podobni, ale w sile - nie. - Po tych słowach w sali zapadła cisza. - Giganci Lodu mają tylko swoją magię, tylko prędkość, a my jesteśmy najlepszymi wojownikami we wszech świecie. Mamy najlepszą broń i najsilniejsze szyki bojowe. Nie ma żadnych wojsk, które są w stanie nas pokonać, jeśli zjednoczymy siłę. - Tym razem wojowie zakrzyknęli głośno i uderzyli pięściami w blat stołu, wyrażając swą aprobatę.
- Więc wypowiedzmy im walkę! Za napad na Asgard! Za ranienie wojowników, którzy udali się na Jottunheim wraz z Thorem. Byłeś tam, panie! Widziałeś na własne oczy, że to robili!
- Widziałem - rzekł Loki, uśmiechając się przebiegle. - Więc w imieniu Asgardu osobiście przedstawię Laufeyowi warunki.
- Warunki? - przez salę przetoczyła się fala sceptycznych szeptów.
- Tak. Laufey może mi oddać koronę Jottunheimu i tym samym zapewnić nas, że nic nam nie grozi, a wtedy uniknie walki.
- Nawet jeśli przestraszysz Laufeya, panie, Giganci nie zgodzą się na to. Wzniecą bunty!
- Więc zginą - orzekł krótko.
- Panie... - odezwał się nieśmiało wojownik siedzący przy końcu stołu - czy król Odyn tego by chciał? Czy żądałby korony Jottunheim? Czy nie chciałby pokoju?
- Kto chce pokoju, ten gotuje się do wojny. Napadnięto nas, a Thor rozpoczął zemstę. Los tak sprawił, że to mnie przyszło dokończyć jego dzieła, a więc zrobię to. Jottunheim zapłaci nam za bezczelną napaść i zniewagę, której się wobec nas dopuścił.
- A jeśli przegramy?
- Jest coś, co nie pozwoli nam przegrać, lecz co zostało utracone wraz z wygnaniem mojego brata. Mjolnir. Młot Thora ma moc, która przewyższa wszystko.
- Zaraz - odezwał się drugi wojownik - skoro Thor został wygnany, a młot przepadł, to jak go użyć? Przecież Thor nie wróci do Asgardu, póki król Odyn nie odzyska jaźni...
- Dlatego trzeba zejść na ziemię i znaleźć młot i sprowadzić go.
- Przecież tylko Thor może go dobyć...
- Nie. O, nie. Gdy mój ojciec strącał Thora z Asgardu i zabrał mu młot, rzekł "ten godny, który dobędzie młota"
- Kogo zaś wyślesz panie na Ziemię, by spróbował go odnaleźć?
- Wyślę was - dwunastu najlepszych wojów. I sam pójdę z wami, byśmy mogli się rozdzielić i przeszukać jak najwięcej miejsc. Kto zdoła unieść Mjolnir, niech da mi znak i czym prędzej wraca do Asgardu. Wtedy będziemy gotowi do wojny.
- Tak jest, panie - zawołali chórem.
- Doskonale. Zbierzcie więc wojska, a ja udam się z poselstwem do Jottunheim. Jeszcze dziś.
Super fajne ekstra :D nie ma to jak odświeżyć sobie opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńOh , jeny :3 zaczyna się naprawdę obiecująco ♡
OdpowiedzUsuń